Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

England

Down Icon

Czy ruch Donalda Trumpa jest naprawdę „kultem”? Cóż, powinienem wiedzieć

Czy ruch Donalda Trumpa jest naprawdę „kultem”? Cóż, powinienem wiedzieć

W lipcu 2016 roku ówczesny kandydat Donald Trump ogłosił, że los kraju jest zagrożony. W telewizyjnym przemówieniu Trump ogłosił, że tylko jedna osoba jest przygotowana, aby odwrócić tonący okręt Ameryki. Nie było to pierwsze w historii polityczne przemówienie w stylu „ogień i siarka” i z pewnością nie będzie ostatnie. A ten człowiek, kiedyś postrzegany jako postać performatywna — polityczny pokaz — przeobraził się w górującą i wyjątkową postać w Ameryce, której znaczenie wykracza daleko poza politykę.

Niektórzy twierdzą, że jego wpływ przybrał niemal religijny charakter.

To przemówienie na konwencji Republikanów w Cleveland oznaczało moment, w którym zacząłem zdawać sobie sprawę, jak bardzo zmieniały się polityczne i ideologiczne wiatry w kraju. W tamtym czasie słowa Trumpa mną wstrząsnęły, i to nie tylko z oczywistych powodów. Nie chodziło o jego wszechobecny teraz polemiczny rozmach, ani nawet o to, co to sugerowało w jego podejściu do rządzenia. Tak naprawdę nie mogłem się pozbyć jego dokładnego sformułowania: „Tylko ja mogę to naprawić”.

Powiedzenie, że ja sam mogę zrobić praktycznie wszystko, sugeruje pewien stopień trwałości, być może nawet nadprzyrodzoną moc. W świecie, który jest całkowicie współzależny aż do cząsteczek, z których składają się nasze ciała, sugerowanie, że jakakolwiek osoba może w pojedynkę zrobić cokolwiek bez wsparcia innych, jest dość naciągane. A usłyszenie frazy „ja sam” przywołało we mnie wspomnienie innego czasu. Słyszałem tę frazę wcześniej, jako dziecko w Północnej Kalifornii, czasami mieszkając w komunie i otoczony setkami ludzi, którzy wszyscy zjednoczyli się, aby robić to samo — czcić człowieka o imieniu Franklin Jones . Jeśli chciałeś szczęścia lub zbawienia, musiałeś za nim podążać.

Całościowe przesłanie jednej z najbardziej znanych książek Jonesa można podsumować jako „Ja sam jestem drogą”, co oznacza prawdziwą ścieżkę do oświecenia. Był kontrowersyjnym guru i przywódcą duchowym, który występował także pod imionami Ruchira Avatar Adi Da Samraj, The Divine World Teacher i True Heart Master Sri Sri Bagavan Adi Da, między innymi. Nazywał swoją grupę Adidam. Kiedy byłem nastolatkiem, ogłosił się wyjątkowym wcieleniem Boga, fizycznym przejawem boskości tutaj na ziemi, wysłanym, aby wyzwolić nas z tego, co nazywał „ciemnymi czasami” lub „Kali Yuga”. Jego przełomowy esej nosił tytuł „Ja sam jestem objawieniem Adidam”.

Nie będzie zaskoczeniem, że Jonesa często opisywano jako przywódcę sekty, chociaż z pewnością nie tak go postrzegałem, dorastając. Był mądrym i współczującym guru, a także osobą, która uchwyciła praktycznie każdą chwilę zainteresowania i uwagi moich rodziców. Ja też brałem w tym udział. Jako nastolatek moi rodzice zostali osobistymi akupunkturzystami Jonesa, co zbliżyło ich do jego wewnętrznego kręgu zwolenników, przynajmniej do czasu, gdy ich rozstanie całkowicie odcięło od grupy.

Żyłem cicho z wewnętrznym zamieszaniem i traumą moich lat dorastania w grupie Jonesa aż do 2017 roku, kiedy wydałem serię podcastów dokumentalnych „ Dear Franklin Jones ”, która szczegółowo opisywała moje życie w grupie i zawierała wywiady z innymi byłymi członkami, w tym z moimi rodzicami. Sukces tej serii zmusił mnie do zmierzenia się z trudnymi aspektami mojego dzieciństwa, w tym z napiętą relacją, którą niepewnie zbudowałem z moim tatą. Kiedy wieść o serii rozeszła się, mój ojciec i ja byliśmy bardzo skłóceni. Ale po tym, jak zdiagnozowano u niego demencję i nie był w stanie sam o siebie zadbać, zostałem zmuszony do zmierzenia się z naszą toksyczną relacją, jednocześnie stając się odpowiedzialnym za jego opiekę. Jest to temat moich nowych wspomnień audio, „The Mind Is Burning: Losing my Father to a Cult and Dementia”.

W mojej pracy twórczej, a zwłaszcza podczas pisania wspomnień, nauczyłam się łączyć przeszłość z teraźniejszością. Kiedy pierwszy raz usłyszałem przemówienie Trumpa w 2016 roku, te słowa — „Ja sam” — przeniosły mnie w bardzo konkretne, bardzo surowe miejsce. Przypomniały mi lata spędzone jako dziecko pod widmem autorytarnej postaci duchowej. Jako dziecko byłem przekonany, że jeden człowiek — w naszym przypadku, zwyczajnie wyglądający facet z Jamajki, Queens, Nowy Jork, dokładnie tej samej dzielnicy, w której urodził się i wychował Donald Trump — był w rzeczywistości… Bogiem. Zaskakująca paralela między tymi dwoma mężczyznami, a w szczególności to sformułowanie, pozostaje dla mnie niezwykle wyrazista. Obaj wydają się zmierzać w kierunku pewnego rodzaju wszechobecności. Autorytetu, który wykracza poza ich własną osobowość. Boskiej persony.

Kiedy usłyszałem przemówienie Trumpa w 2016 r., te słowa — „Ja sam” — przeniosły mnie w bardzo konkretne, bardzo surowe miejsce. Przypomniały mi lata spędzone jako dziecko pod widmem autorytarnej postaci duchowej.

Moja podróż do znalezienia spokoju ze wszystkim, co widziałem i z czym się zmagałem w grupie Jonesa, nie była ani prosta, ani łatwa. Przez lata od tamtego czasu kontynuowałem pisanie i raportowanie na temat różnych marginalnych grup religijnych, w tym kilku, które zostały określone jako sekty. Jednak nadal zmagam się z samym słowem. Czy jest to rozszerzenie fandomu, w którym osoby publiczne gromadzą własne sekty? Czy światowe legiony „Swifties”, najbardziej oddanych fanów Taylor Swift, są faktycznie członkami sekty? Czym dokładnie jest sekta i czy pod rządami nowej administracji Trumpa żyjemy w niej teraz?

Gdzieś po drodze „kult” zaczął oznaczać tak wiele rzeczy, że nie jestem już pewien, czy w ogóle cokolwiek znaczy. A żadna współczesna postać publiczna nie jest częściej opisywana jako przywódca sekty niż nasz należycie wybrany prezydent. Kilka miesięcy po rozpoczęciu jego chaotycznej drugiej kadencji pytanie, czy ruch, który rozpoczął, jest faktycznie sektą, stało się ponownie żywe. Aby docenić, jak doszliśmy do tego punktu, musimy zrozumieć samo słowo i jak rozpaliło ono kulturę popularną.

Znaczenie słowa „kult” uległo znacznej zmianie. Pierwotnie używano go po prostu do opisu małych, peryferyjnych ruchów religijnych — grup, które były nietypowe i poza głównym nurtem, ale niekoniecznie złowrogie. W rzeczywistości wiele grup, które kiedyś uważano za sekty, takich jak Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (lepiej znany jako Mormoni) lub Kościół Adwentystów Dnia Siódmego, jest obecnie powszechnie uznawanych za główne religie.

Potem przyszedł Charles Manson. Morderstwa w Tate-La Bianca w 1969 roku wzbudziły strach w głównym nurcie Ameryki, a ten przerażający hipis, który rzekomo zmusił swoich wyznawców do popełnienia morderstwa, stał się straszakiem ery kontrkultury. Nagle „kult” oznaczał coś gorszego i bardziej niebezpiecznego niż mała grupa ideologów lub charyzmatyczny przywódca. Mógł stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Tymczasem alternatywne ruchy religijne rozkwitały. Odrodziło się ewangeliczne chrześcijaństwo znane jako „ruch Jezusa”, hinduska sekta, która stała się Hare Krysznami i dziesiątkami innych guru i przewodników duchowych, kościołów i komun. Wiele z nich było niegroźnych, ale inne sprawowały głęboką i niepokojącą kontrolę nad swoimi członkami.

Potem, oczywiście, pojawił się Jonestown.

Ponad 900 osób zginęło w 1978 roku w masowym morderstwie-samobójstwie w odległym obozowisku w Gujanie rządzonym przez pastora Jima Jonesa. Sekty nie były już tylko dziwactwami na marginesie — były egzystencjalnym zagrożeniem. Obrazy z Jonestown były przerażające: rzędy ciał, Flavor Aid z dodatkiem cyjanku i mrożące krew w żyłach nagrania Jonesa nakazującego swoim zwolennikom umierać za ich sprawę. Nagle „sekta” stała się synonimem totalitarnej kontroli umysłu. Pomysł, że ktoś może zostać poddany praniu mózgu do punktu samozniszczenia, wstrząsnął opinią publiczną do głębi.

Nastąpiła fala aktywizmu antysektowego. Rodziny twierdziły, że ich bliscy zostali „wyprani z mózgu”, a grupy takie jak Cult Awareness Network pojawiły się, aby się bronić. Nagle każdy ruch religijny, który odbiegał od głównego nurtu, ryzykował, że zostanie nazwany sektą. Kiedy to się stało, społeczeństwo uznało te grupy za niebezpieczne. „Deprogramowanie” stało się w tym czasie ogromną (i kontrowersyjną) praktyką. Rodziny, przerażone, że ich dzieci zostały wciągnięte w sekty, zatrudniały deprogramatorów, którzy czasami dosłownie porywali dorosłych i siłą próbowali ich reedukować, aby uwolnić się od ich dotychczasowych przekonań.

Rozpoczęła się ożywiona debata na temat terminologii, pełna kontrowersji. Niektórzy naukowcy zaczęli używać terminu „nowy ruch religijny”, aby odróżnić małe grupy religijne od stygmatyzowanego słowa „sekta”. W latach 80. zaczął pojawiać się termin „niszczycielskie sekty”. Wydawało się, że oferuje on jaśniejszą definicję rodzajów sekt, które nas przerażają, a jednocześnie chroni zwolenników antysekt przed groźbą procesów sądowych, które stały się narzędziem tłumienia sprzeciwu niektórych dobrze finansowanych grup religijnych. Wybuchły „wojny sekt” — intensywna seria sporów o to, czym właściwie jest sekta i jakie prawa lub środki odwoławcze mają dysydenci wobec tych grup, rozgrywająca się zarówno w sądach, jak i w dyskursie publicznym. Niedawno filmy dokumentalne takie jak „Wild Wild Country”, „The Vow” i milion przeróbek historii Jonestown i gałęzi Dawidowej z Waco utrwaliły obraz niebezpiecznych przywódców z zaczarowanymi wyznawcami, którzy popełniają odrażające czyny.

Ale chociaż te historie są przerażające, sposób, w jaki koncepcja „sekt” przeniknęła do kultury popularnej, moim zdaniem skutecznie rozbroił to określenie. Uczyniliśmy z „sekty” pewien rodzaj estetyki. Nie chodzi już tylko, ani nawet przede wszystkim, o kontrolę i przymus. Teraz używamy „sekty” jako pewnego rodzaju metafory, aby opisać wszystko, co ma intensywną rzeszę zwolenników. Wystarczy wyszukać to słowo na Etsy, a znajdziesz dziesiątki zwięzłych fraz na uroczych naklejkach i koszulkach, które minimalizują lub zaprzeczają pierwotnemu znaczeniu tego słowa. I oczywiście jest też góra produktów utożsamiających Trumpa i ruch MAGA z kultyzmem: „Jeśli nie jesteś oburzony, jesteś w sekcie”.

Moim zdaniem sposób, w jaki koncepcja „kultów” przeniknęła do kultury popularnej, skutecznie rozbroił ten termin. Uczyniliśmy z „kultu” rodzaj estetyki.

Obserwowanie, jak te idee przenikają kulturę na przestrzeni lat, wprawiało mnie w zakłopotanie i frustrację. Jako ktoś wychowany w grupie, która przeszła od uprzejmej hipisowskiej społeczności duchowej do odizolowanego bytu z własną kosmologią, myślę, że straciliśmy wątek. Żartujemy o „kultowych ulubieńcach” kosmetyków i filmach o „kultowym statusie”, to skrót od oddania, lojalności i obsesji. A kiedy ludzie mówią o MAGA jako o kulcie, wydaje się, że istnieje on w tej mglistej przestrzeni liminalnej między negatywnym przypisaniem grupy fanów a czymś bardziej złowrogim.

Ponieważ amerykańska polityka staje się coraz bardziej podzielona i przeładowana dezinformacją, termin ten stara się odnieść naszą wiedzę o niebezpiecznych i fanatycznych grupach religijnych do ekstremalnych przekonań politycznych. Czy to uczciwe zastosowanie? Czy MAGA jest naprawdę sektą? Definicja, która ma dla mnie najwięcej sensu, to ta, która mówi nam, co sekta robi , a nie czym jest .

Robert Jay Lifton, jeden z pierwszych naukowców, którzy badali, czym są, a czym nie są sekty, twierdzi, że sekta charakteryzuje się trzema głównymi cechami:

  1. Charyzmatyczny przywódca. Przekonujący myśliciel i mówca, który potrafi sprawić, że ludzie uwierzą we wszystko . Trump zdecydowanie pasuje do tego opisu. W rzeczywistości wydaje mi się, że jest to jedna z jego supermocy: zdolność odczytywania uczuć dużej populacji i zmuszania jej do działania w jego interesie. Co prowadzi nas do drugiej definiującej cechy Liftona.
  2. Proces. Aby być kultem, grupa musi mieć filozofię dla siebie i proces reedukacji swoich zwolenników w filozofii grupy. Dla mnie, gdy dorastałem, obejmowało to wspólne akty czci, rytuały i niemożliwie długą listę lektur doktrynalnych rozważań od lidera. To trochę naciągane, ale MAGA, w pewnym sensie, wydaje się wdrażać proces reedukacji. Jeśli jesteś niezadowolony z tego, jak wygląda twoje życie i uważasz, że Ameryka zmierza w złym kierunku, obietnica jest taka, że ​​Trump jest tutaj, aby nadać twojemu życiu sens i ponownie uczynić Amerykę wielką.
  3. Nadużycia. Gdy wyznawcy sekty znajdą się pod wpływem swojego przywódcy i zostaną ponownie wyedukowani w systemach wierzeń grupy, Lifton zastrzega, że ​​można ich zmusić do działania wbrew ich osobistym interesom. Może to oznaczać wszystko, od oddania osobistego bogactwa i rzeczy przywódcy, aż po akty terroryzmu lub masowe samobójstwo.

Gdy docieramy do trzeciego punktu, uważam, że najczystsza definicja kultu zaczyna się rozpadać i staje się kolejnym kulturowo wygodnym terminem używanym do opisu naszego złożonego momentu politycznego. Polityka dwupartyjna zawiera wbudowaną dialektykę dotyczącą interesów ludu, w której każda strona zawsze oskarży drugą o działanie wbrew tym interesom. Podczas gdy jedna partia lub lider może posiadać cechy, które wydają się sekciarskie, Stany Zjednoczone, przynajmniej na razie, nadal są demokracją. Istnieją nominalnie równe gałęzie rządu, które zapewniają ważne kontrole równowagi sił. Pomimo ostatnich wysiłków zmierzających do zminimalizowania wpływu sądów na przywileje wykonawcze, władza sądownicza nadal ma uprawnienia do wstrzymywania decyzji wykonawczych.

Chcesz codziennie otrzymywać podsumowanie wszystkich wiadomości i komentarzy, jakie Salon ma do zaoferowania? Zapisz się na nasz poranny newsletter , Crash Course.

Nie oznacza to w żadnym wypadku, że masowe niszczenie federalnej biurokracji, którego jesteśmy obecnie świadkami, nie jest alarmujące. Jako rodzic dwóch małych chłopców martwię się o charakter mężczyzn na naszym najwyższym stanowisku i o to, jak prezentują się publicznie. Wierzę w instytucje rządowe, które czynią z nas związek stanów, a nie pastisz lenn.

Na razie jednak nie wierzę, że jesteśmy w sekcie. Jedna z najdziwniejszych rzeczy, których byłem świadkiem podczas lat spędzonych w otoczeniu guru moich rodziców, wydarzyła się po tym, jak opuściliśmy grupę. Mój ojciec zaczął organizować własne cotygodniowe grupy medytacyjne i stał się bardziej otwarty w kwestii swoich duchowych przekonań i zdolności. Zaczął wierzyć, że ma zdolność uzdrawiania ludzi poprzez dotykanie ich i że może przepowiadać ich przyszłość za pomocą swoich zdolności psychicznych i kart tarota. Zaczął mieć wizje anielskich dusz z innych wymiarów, które odwiedzały go z ważnymi wiadomościami dla ludzkości.

Chciał władzy i zasięgu guru, który go zostawił. Chciał sam zostać guru. Dopóki, oczywiście, nie zachorował, a potem wszystko się rozpadło.

Mało kto zaprzeczy, że Donald Trump ma silne pragnienie władzy i kontroli. Wielu uważa to za uciążliwe, odrażające lub niebezpieczne. Jednak jego pragnienie kontroli nie czyni go przywódcą sekty. Być może wybraliśmy prezydenta, który pragnie więcej niż sprawiedliwej części władzy nad trzema gałęziami władzy, ale dopóki nie rozmontujemy tych uprawnień, jego zachowanie nadal będzie miało granice. Niezależnie od tego, co czujesz na temat socjopatycznego zachowania Trumpa, termin „sekta” nie wydaje się skuteczny. Gdyby jego administracji udało się rozmontować gałęzie władzy i przekazać pełną władzę jednej osobie, byłaby to inna sytuacja.

Światopogląd Trumpa może być ukształtowany przez przesadnie rozbudowaną ideologię, a on sam jest wyraźnie pobudzony przez wigor i czystość swoich wyznawców. Pragnie lojalności tłumów na swoich wiecach i przeprowadza swój personel przez bizantyjski labirynt testów lojalności. Kult jest jednak grupą kierowaną wyłącznie przez socjopatycznego narcyza, który stara się kontrolować swoich zwolenników, aby wykonywali jego rozkazy i poruszali się w dowolnym kierunku, który sami wybiorą. Na razie nadal mamy wybór.

salon

salon

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow